czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 3


Szybko dokończyłam jeść i razem z Anne udałam się na stołówkę, która była już do połowy opustoszała. Przy jednym ze stolików uczennic siedziały trzy dziewczyny. Rozpoznawałam je, kiedyś z jedną z nich dzieliłam pokój.
-Mówisz poważnie?-usłyszałam pierwszą.
-Oczywiście, że tak-uśmiechnęła się druga.
-On to dopiero jest przystojny-powiedziała rozmarzonym głosem trzecia.
-Ooo tak, jest bardzo przystojny. Ale zmieńmy temat, słyszałyście o Balu Maskowym w naszej szkole?-odezwała się Tina, bo tak miała na imię moja była współlokatorka.
-Balu Maskowym?-zdziwiły się obie.
-Szkoła oficjalnie została otwarta 22 marca 2027 roku, z tej okazji urządzono w niej Bal Maskowy, na który zaproszono rodziców, przyszłe uczennice i całą śmietankę Folk- uśmiechnęła się.
22 marca? O Mój Boże przecież to w moje urodziny! Ciekawe jak jest na takim Balu Maskowym? --Dowiesz się jak będziesz tam usługiwać-odezwał się głos w mojej głowie.
-Wcale nie będę usługiwać. Skoro to Bal Maskowy, przebiorę się i…i co zrobisz?-znów ten głos. Nie masz pieniędzy na suknię, ani na fryzjera i kosmetyki-kontynuował. - Nie rób sobie nadziei.
-A właśnie, że…ech masz rację, nie mam pieniędzy na takie drogie rzeczy.
Nagle usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła.
-Ojoj-odezwała się moja była współlokatorka.
Podeszłam do stolika i uklękłam by sprzątnąć potłuczone szkło.
-Sprzątnij to-odezwał się trzecia, czyli Hallie.
-W końcu tylko do tego się nadajesz-zaśmiała się pierwsza, czyli Quincy.
-Wy…-wstałam, żeby przywalić tej trzeciej.
-Za chwile będzie to sprzątnięte-weszła mi w słowo Anne.
-To dobrze-odparła chłodno Tina.
-Miłej pracy-uśmiechnęła się złośliwie Quincy patrząc na mnie.
-Gdyby nie ty…-zaczęłam.
-Wyrzucono by cię z pracy-dokończyła Anne.
-Masz racje-westchnęłam. Przepraszam.
-Nie ma sprawy, sprzątnij ze stołów, a ja pójdę po zmiotkę- uśmiechnęła się i udała do wyjścia.

***
Dochodziła godzina 18: 00 o tej porze najczęściej kończę pracę, ale okazało się, że zabrakło paru produktów na śniadanie.
Założyłam płaszcz Liv i udałam się do sklepu.
 Latarnie oświetlające drogę dodawały mi otuchy.
Gdy wracałam z torbami pełnymi zakupów zobaczyłam idącą w moją stronę grupkę ludzi. Byłam kilka kroków od „Domu dla Panien” i zbytnio się nie bałam.  Dopiero gdy zobaczyłam, że jest to grupka jakiś facetów, ubranych w skórzane kurtki i jeansy, moje serce zaczęło bić szybciej.
-Proszę, proszę, proszę-usłyszałam męski głos.
-Kogo my tu mamy? Mallory jak miło cię widzieć-powiedział znany mi chłopak. Miał osiemnaście lat i należał do grupki złodziejaszków. Okradali bogatych z portfeli, biżuterii i samochodów. Być może nawet bym im pomagała gdyby skradzione pieniądze przeznaczali dla ludzi ubogich, kupowali im jedzenie, ubrania, remontowali domy. Ale nie, Luke i jego banda musieli te wszystkie pieniądze dzielić między siebie i wydawać na jakieś głupoty.
-Cześć Luke-burknęłam.
-Zastanowiłaś się nad moja propozycją?
-Jaką propozycją?-spojrzałam w jego piwne oczy.
Luke miał krótko ścięte, brązowe włosy, był wysoki i wysportowany. Nie wielu wiedziało, że oczarowywał bogate panienki lub damy po trzydziestce, wykorzystywał je, a na koniec okradał. Żadna z poszkodowanych nie mogła jednak go znaleźć gdyż Luke podawał im fałszywe nazwiska oraz udawał kogoś innego.
-Z tego co pamiętam zaprosiłem cię do kina-uśmiechnął się łobuzersko.
-A ja z tego co pamiętam odmówiłam-uśmiechnęłam się złośliwie.
-Uuuu-usłyszałam resztę.
-Myślałem, że zmieniłaś zdanie-odparł.
-Nie zmieniłam, a teraz przepraszam ale mi się śpieszy-zrobiłam krok do przodu.
-Gdzie się tak śpieszysz?-zagrodził mi drogę uśmiechając się.
-Do domu.
-Do domu? Przecież ty nie masz domu!-wybuchnął śmiechem. -Mal zamieszkaj u mnie, praktycznie nie będziesz musiała nic robić. Ja będę na nas zarabiał-położył mi rękę na ramieniu.
-Sama potrafię sobie radzić- strąciłam ją.
-Ale ty jesteś uparta. Nie sądziłem, że kiedyś będzie musiało do tego dojść ale jestem do tego zmuszony…chłopaki zabieramy ją!
W jednej chwili ktoś zabrał mi torby, a następnie dwóch z nich wzięło mnie pod pachy, uniosło trochę i zaczęło iść.
-Puszczajcie! Luke nie mogę z wami iść!-zaczęłam wierzgać nogami w powietrzu.
-Ała!-któryś krzyknął.
Odwróciłam się wraz ze wszystkimi i zobaczyłam Pana Siglevik’ a z dużą łopatą.
-Puśćcie ją-powiedział stanowczo.
-Nie będzie mi rozkazywał jakiś dziadek-odezwał się Luke.
-Nie ocenia się ludzi po wyglądzie-powiedział mężczyzna i walnął chłopaka łopatą w brzuch.
-Zajmijcie się nim-odparł wyraźnie wkurzony Luke, łapiąc mnie za ramię i ruszając przed siebie.
-Chłopaki zostawcie go!-krzyknęłam i zaczęłam się wyrywać brunetowi.
-Nigdzie nie pójdziesz kochanie-puścił mi oczko.
-Luke trzymasz mnie za mocno-spojrzałam mu w oczy.
-Uciekniesz mi jak cię puszcze-odparł.
-Nie ucieknę, puść mnie-powiedziałam smutnie.
-Naprawdę?-zdziwił się luzując uścisk.
-Nie-walnęłam go pięścią w twarz.
Wyrwałam mu się i podbiegłam do walczącej grupki, zaczęłam okładać pięściami plecy jednego z nich.
Nagle ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął do tyłu.
-Nie ładne zagranie-powiedział brunet.
-Zostaw mnie w końcu!
-Przykro mi ale to niemożliwe-uśmiechnął się i po niecałych dwóch sekundach zwisałam w dół po jego plecach. Zaczęłam machać nogami i rękami.
-Puść mnie do jasnej cholery!-krzyczałam.
-Nie szarp się tak kochanie, bo zrobisz sobie krzywdę-usłyszałam jego śmiech.
-Ty cholerny…
-Puść ją!-krzyknął ogrodnik biegnąc w naszą stronę.
Luke odwrócił się i mnie postawił.
-Bo co mi zrobisz?-zapytał drwiąco trzymając mnie przed sobą.
-Raczej co ja ci zrobię-powiedziałam wyrywając mu się i kopiąc go w krocze.
Chłopak uklęknął, a na jego twarzy wymalował się grymas bólu.
-Nie planuję jakiejkolwiek przyszłości z tobą-powiedziałam popychając go.
 Upadł.
-Lepiej chodźmy nim tamci odzyskają siły-powiedział Pan Siglevik.
-Bardzo Panu dziękuję. Gdyby nie Pan…zabrali by mnie do mieszkania tego łajdaka i raczej bym już się stamtąd nie wydostała-zwróciłam się do mężczyzny, gdy wchodziliśmy przez bramę na teren Domu dla Panien.
-Dlaczego chcieli cię zabrać?
-Bo Luke wyobraża sobie, że z nim będę. Nie wiem co padło mu na mózg ale szczerze go nienawidzę-odpowiedziałam.
-Z tego co widziałem masz niezłą siłę. Ale brak ci techniki-powiedział.
-Wiem o tym ,ale jakoś nikt dotąd nie nauczył mnie jak się bić.
-Raczej tego nie robię, ale nie chce żeby cię porwali, więc mogę nauczyć cię samoobrony-uśmiechnął się.


-Byłabym panu wdzięczna- odwzajemniłam uśmiech.
*********************************************************************************
Cześć!
Kolejny rozdział za nami.
Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta i skomentuje bo jest to dla mnie naprawdę ważne. Pisanie to moja pasja i bardzo bym chciała wiedzieć, czy ludziom się to podoba.
Jeżeli macie jakieś uwagi, wskazówki, rady piszcie!

Pozdrawiam.
A.Wiktoria :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz