-Mallory ty leniwa dziewucho! Jeżeli nie wstaniesz za pięć minut będziesz do końca miesiąca sprzątać w piwnicy!-krzyczała mi nad uchem jedna z popleczniczek Panny Gard- Octavia. Była ona wysoką, pulchną blondynką , która swoje włosy zawsze spinała w koka. Lubiła upokarzać i dokuczać (chodź moim zdaniem lubiła także jeść).
-Nie krzycz tak!-powiedziałam zbulwersowana wstając z łóżka.
-A co to za ton? Jednak chcesz sprzątać piwnicę przez
miesiąc?-założyła ręce na swoją(obfitą) klatkę piersiową. Zawsze śmieszyła mnie
jej „groźna” postawa, gdyż wyglądała wtedy jak wkurzony gruby troll, któremu
zabrano słodycze.
-Nie chcę-syknęłam.
-W takim razie masz pięć minut na ubranie się i zejście do
kuchni podać śniadanie!-krzyknęła i wyszła z mojego pokoju trzaskając drzwiami
tak mocno, że z sufitu odleciała niewielka ilość tynku.
Od kąt cztery lata
temu mój ojciec przestał przysyłać na mnie pieniądze, musiałam sama pracować na
pobyt tutaj. Z luksusowego pokoju, w którym mieszkałam wraz z pewną bogatą
dziewczyną przeniesiono mnie na poddasze. Pokój był nie duży. Gdy się do niego
wchodziło po prawej pod ścianą znajdowało się jednoosobowe łóżko, a obok znajdowało
się okno. Ściany miały kolor (no przynajmniej kiedyś) jasnozielony, a po
drugiej stronie łóżka był usytuowany okrągły stolik, gdzie stał niebieski wazon
ze sztucznymi kwiatami. Zaraz obok znajdowało się poniszczone krzesło, gdzie
leżało kilka moich ciuchów(choć większość z nich znajdowała się w komodzie).
Niechętnie wstałam z łóżka i powlekłam się do niedużej łazienki, której wejście
znajdowało się w moim pokoju. Zdjęłam z haczyka szarą, prostą sukienkę kończącą
się przed kolanami. Ubrałam się, a na nogi założyłam czarne podkolanówki i schodzone
trampki. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam dziewczynę o brązowych oczach, miała
mały nos i pełne zaróżowione usta. Włosy w tym samym kolorze co oczy falowały
się i sięgały jej do pasa. Przemyłam twarz zimną wodą i związałam włosy w
kucyka. Szybko zeszłam na drugie piętro, gdzie znajdowały się dwuosobowe
sypialnie dziewcząt, wyposażone w bogato zdobione meble i ściany o czystych,
żywych kolorach.
I pomyśleć, że kiedyś
sama mieszkałam w jednym z nich.
Pomknęłam niczym wiatr do kuchni, gdzie przy garnkach (pewnie
od szóstej rano) krzątała się Mercedes-meksykanka, która przyjechała do Folk z
rodziną w wieku trzynastu lat. Kuchnia była ogromnym, bogato wyposażonym (jak
większość izb w ogromnym domu) pomieszczeniem. Miała nowoczesną lodówkę, białe blaty i drogie urządzenia elektryczne. W rogu
znajdował się trzynastoosobowy stół. Na większość rzeczy, które się tu znajdowały nie stać było co najmniej połowę kraju.
Większość ludzi głodowała, kiedy tu w stolicy Vermogen( czt. wermogen) -Folk,
bogacze obżerali się i leniuchowali.
-Witaj Mallory-uśmiechnęła się do mnie. Mercedes miała
trzydzieści sześć lat (ale wyglądała na co najmniej dwadzieścia osiem), była
ciemnoskórą, niską kobietą. O gęstych, czarnych włosach, które zawsze splatała
w warkocza. Była miła i dobroduszna, a jej ciepły uśmiech nie raz podniósł mnie
na duchu.
-Cześć Mercedes- uśmiechnęłam się całując ją w policzek.
-Słyszałam, że troll znów na ciebie krzyczał-powiedziała.
„Troll’ em” nazywałyśmy Octavię, która w tym samym stopniu nas wkurzała.
-Tak, znów zapomniałam nastawić budzik-mruknęłam.
-Powinnaś o tym pamiętać, a teraz zanieś to do jadalni-
powiedziała podając mi duży, biały talerz z kanapkami.
-Aż ślinka mi cieknie-uśmiechnęłam się do kobiety i udałam
się do jadalni, gdzie przy jednym z sześcioosobowych stołów, siedziało pięć
znienawidzonych przeze mnie dziewcząt. Na początku siedziała Ginger(przywódczyni),
od jej prawej: Delia, Karen, Luisa, a od jej lewej: Nora i Sienna. Postawiłam
talerz na zapełnionym stole, gdzie stała już: czerwona galaretka, naleśniki,
dzbanek z syropem klonowym , świeże bagietki i dzbanki- jeden z sokiem
pomarańczowym i drugi z wodą.
Chciałam już odejść ale zatrzymał mnie głos Ginger:
-Powinnaś się ukłonić i powiedzieć dzień dobry.
Odwróciłam się do niej.
-Ojej przepraszam, panno Molloy. Może nałożyć panience
naleśniki? Albo te pysznie wyglądającą galaretkę? Och przepraszam…przecież panienka
się odchudza…może więc powinnam podać panience trawę z ogrodu lub polne kwiaty?
O, a może..
-Dosyć!-wybuchła.
-Czyli jednak nie? Och, przepraszam. Lepiej już
pójdę-uśmiechnęłam się złośliwie do tej kukły i szybkim krokiem odeszłam do
kuchni. Zapewne zastanowicie się czemu
tak ją nazywam? Otóż, Ginger jest o trzy centymetry ode mnie wyższa. Ma śniadą
cerę, długie, kręcone kruczoczarne włosy i grzywkę, którą zaczesuje na bok.
Swoimi brązowymi oczami patrzy na innych z wyższością. Nadal nie jesteście
przekonani? Cóż, uważa się za najpiękniejszą, najmądrzejszą i najwspanialszą
dziewczynę na świecie. W przyszłości chciałaby zostać modelką, lecz nadal trochę
brakuje jej do wymarzonej wagi. Cały czas chwali się, że nie długo jej
przyjaciółeczki będą mogły zobaczyć ją w telewizji jak to kroczy po wybiegu. Z drugiej jednak
strony użala się nas sobą, że jest biedną dziewczynką, która musi jeszcze
troszeczkę schudnąć by spełnić swe marzenie. Usłyszałam kiedyś jak chwaliła się
Delii, że chce i będzie piękna jak porcelanowa lalka. I właśnie dlatego(między
innymi) nazywam ja kukłą. Kukły są brzydkie, mają siano na głowie, krzywy nos,
usta i zeza. Dla mnie właśnie tak wygląda Ginger.
***
-Anne czy mogłabyś pójść do sklepu? Pilnie potrzebujemy
jogurtów, chleba, miodu, makaronu, soku i mleka.-odezwała się Rebecca
wyliczając na palcach- jedna z pomocnic w kuchni.
-Nie mogę mamo. Wiedźma kazała wysprzątać mi
łazienki-skrzywiła się dziewczyna.
-Ja mogę skoczyć -zgłosiłam się.
-Nie wiem czy możesz…-podrapała się po karku.
-Niby dlaczego?
-Wiesz jak one wszystkie reagują-odparła Rebecca.
-Te jędze? Wiem, ale nie musisz się martwić. Skoczę do
sklepu i zaraz wrócę. A jak będą o mnie pytać to powiecie, że sprzątam z Anne
łazienki.
-No nie wiem…-zagryzła dolną wargę.
-Proszę Becca…wiesz jak lubię wychodzić na zewnątrz.
Proooosze-spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem.
-No dobra. Ale po drodze masz się nigdzie nie zatrzymywać.
Idziesz prosto do sklepu, a potem wracasz z niego prosto tutaj, zrozumiano?
-Dziękuję!-rzuciłam się jej na szyję.-Skoczę tylko po mój
płaszcz i zaraz wracam-wybiegłam z kuchni.
Po drodze jednak napotkałam Pannę Gard.
-Czy mogę cię prosić na rozmowę Mallory?-odezwała się.
Słysząc jej głos, aż ciarki przebiegły mi po plecach. Był tak zimny, że słysząc
go człowiek nagle czuje się jakby wylądował na Syberii.
-Oczywiście proszę Pani- powiedziałam i udałam się za nią do
jej gabinetu.
-Usiądź proszę-wskazała ręką na krzesło znajdujące się
naprzeciwko jej hebanowego biurka.
Zrobiłam to.
Zapewne zastanawiacie się jak wygląda Panna Gard? Otóż, jest
samotną czterdziestolatką o stalowych oczach. Niektóre z jej czarnych jak
węgiel włosów zmieniło kolor na siwy, dlatego zawsze upina je w koka. Jest
wysoka i bardzo szczupła, nigdy się jeszcze nie zdarzyło by wyszła ze swojej
sypialni bez makijażu. Najczęściej nakłada puder i róż na suche, kościste
policzki po to by wyglądały na pełniejsze. Na powiekach zawsze ma ciemny bądź
jasny cień, a usta maluje na soczyste kolory. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w
spodniach, bądź w nowoczesnej sukni. Panna Gard ubiera się wyłącznie w suknie z
poprzednich wieków.
-To o czym chciała pani ze mną rozmawiać?-zapytałam.
-Mallory czy masz mi za złe to, że z uczennicy Domu dla
Panien stałaś się służącą?
-To, że stałam się służącą nie jest winą moją czy pani. Mój
ojciec na ten czas nie ma pieniędzy by mi je przysłać. Jestem pani wdzięczna za
okazaną mi łaskę i pozwolenie pozostania tutaj-powiedziałam starając się dać
wyraz bez emocjonalny mojej twarzy.
-Jeżeli jesteś mi wdzięczna to czemu tego nie
okazujesz?-spojrzała na mnie wrogo.
-Okazuję, może czasem pani się zdaje, że tak nie jest ale…
-Mi nic się nie zdaje-powiedziała sucho.- Stwierdzam po
prostu fakty. Jeżeli nadal chcesz tu pozostać musisz ciężko pracować.
-Tak jest-odparłam tylko ze spuszczoną głową.
-Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniłyśmy. Za dziesięć
minut śniadanie dla wszystkich dziewcząt musi być gotowe.
-Dobrze proszę pani- wyprostowałam się.
-Możesz odejść-rzuciła nawet na mnie nie patrząc.
-Dziękuję-powiedziałam i szybko wyszłam z jej gabinetu
wpadając przy tym na jakąś dziewczynę.
-Najmocniej przepraszam-powiedziałam.
-Nie, to ja przepraszam. Jestem nieostrożna- usłyszałam.
Zobaczyłam przed sobą tego samego wzrostu co ja, trochę
pełniejszą brunetkę. Jej włosy były mocno spięte z tyłu głowy, na nosie miała
okulary podobne do bohatera pewnej starej serii…jak się nazywał? Harry Potter?
Nie wiem, w każdym razie miała podobne okulary. Zauważyłam jednak, że ma piwne oczy.
Ubrana była w jasnożółtą sukienkę zakończoną falbankami, podobnie jak jej
długie rękawy. Sukienka miała niewielki dekolt i sięgała do kolan. Na nogach
miała cieliste rajstopy i czarne baleriny.
Każda z uczennic Domu dla Panien prowadzonego przez Pannę Gard musiała
chodzić tak ubrana. Delikatny makijaż był dozwolony, dziewczęta nie mogły
farbować włosów i malować paznokci na jaskrawe kolory.
-Jestem Hilda-uśmiechnęła się wyciągając do mnie rękę.
-Dlaczego mi się przedstawiasz?-zdziwiłam się. Byłam
służącą. Dotąd żadna z dziewcząt ,na którą nie chcący wpadłam nie była dla mnie
tak miła.
-A dlaczego miałabym tego nie robić?-zmarszczyła brwi.
-Jestem służącą-powiedziałam pokazując na swój strój.
-I co z tego?
-Panienko Martinsen!-usłyszałam głos Debry-kolejnej z
popleczniczek Panny Gard.
Dziewczyna odwróciła się, a ja w tym czasie uciekłam
schodami na wyższe piętro.
Szłam chodnikiem. Miałam na sobie lekko poniszczony, szmaragdowy
płaszcz. Patrzyłam na to co mnie otaczało. Folk było najbogatszym i najbardziej
okazałym miastem w całym Vermogen. Mieszkali tu( w większości) bogaci ludzie. Byli
zadufani w sobie, kochali pieniądze oraz sławę. Budynki były ogromne i
wyposażone w bogate sprzęty, samochody mogły latać, coraz mniej ludzi czytało
książki, gdyż większość wolała oglądać coraz to nowsze filmy. W wielu restauracjach
obsługiwały cię roboty. Wróciła moda na suknie z poprzednich wieków, tworzono
jednak cały czas coraz to nowsze ubrania. Panie miały duże fryzury(najczęściej
jednak używały peruk), lubiły używać pudru i soczystych kolorów szminek. Panny
z dobrych domów posyłano do takich placówek jak „Dom dla Panien”. Uczęszczały
tam dziewczęta od siódmego do
osiemnastego roku życia. Do tego, w którym jestem służącą przyjmuje się
dziewczęta od szesnastego do osiemnastego roku życia. Ale wracając do
ludzi…bogaci organizowali bale i inne „imprezy”, na których trzeba było być
zapewne sztywnym i gadać na tak nudne tematy, że można by zasnąć. Zachowywali
się do innych z niższych sfer wyniośle i nie widzieli nic poza gronem swoich bogatych
przyjaciół. Nie widzieli biedy jaka panowała w niektórych domach, nie widzieli
umierających ludzi z powodu braku pieniędzy na leki. Nie widzieli tych, którym
życie dało niezłego kopa…pozostawiając ich samych z problemami. Często marzyłam
o tym by świat się zmienił. By ludzie przestali być tak egoistyczni i chamscy,
by dotarło do nich, że nie są najważniejsi na świecie. Weszłam do sklepu i
kupiłam potrzebne produkty spożywcze. Idąc z zakupami rozglądałam się dookoła.
Nie za często dane mi było wyjść z domu. Przez lata zdarzało się, że
wychodziłam do świata raz w tygodniu. W pewnym momencie wpadłam na kogoś
wypuszczając przy tym torby.
-Przepraszam-powiedziałam schylając się po zakupy, które
wypadły z toreb. Spodziewałam się potoku nie miłych słów.
-Nie, to ja powinienem
przeprosić-usłyszałam męski głos. Ktoś przy mnie kucnął i w tym samym momencie
co ja złapał za karton soku. Poczułam ciepło czyjejś dłoni na swojej.
Podniosłam wzrok i spotkałam błękitne tęczówki.Witajcie!
I już jest 1 rozdział :D
Liczę, że się spodoba.
Pozdrawiam.
A.Wiktoria
Jeżeli nie wiesz co napisać wystarczy mi same +
Dzięki temu będę wiedziała, że ktoś to czyta i jest sens dalej ciągnięcia tej historii :)
Zapowiada się bardzo ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejną część :D
Rewelacyjny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńNie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału.
"Spotkałam błękitne tęczówki" *,*